VIII
Już
miałem ją pocałować. Wiele razy wyobrażałem sobie tą chwilę.
Czułem jej oddech na moich ustach. Nagle ktoś wyrwał Olę z moich
objęć. Był to Wojtek. Uściskał dziewczynę i podziękował za
imprezę. Zaraz za nim wyszli Łukasz, Maciek, Lukas, Rafał, Łukasz,
Alek i dziewczyny. Pożegnałem się nimi i rozejrzałem po pokoju.
Grzesiek rozmawiał z Klaudią, Adą i Piotrkiem. Zacząłem
wypatrywać Olę. Siedziała obok Zbyszka. Pili piwo i śmiali się z
kawałów opowiadanych przez Krzyśka. Po chwili przyłączyłem się
do nich. W końcu Ignaczak przestał stroić żarty. Popatrzył na
zegarek i krzyknął:
-
O Boże, jest 02:30.
Zaczęliśmy
powoli sprzątać bałagan. Po chwili Klaudia zapytała:
-
Ee, a Jochen ma zamiar zostać u Ciebie na noc Ola?
Weszliśmy
wszyscy do sypialni. Na łóżku leżał rozwalony atakujący.
-
Cóż, przecież go nie wyrzucę. Prześpię się dzisiaj na kanapie.
- odparła dziewczyna wzruszając ramionami.
Do
mieszkania dotarłem po trzeciej. Zrezygnowany od razu rzuciłem się
na łóżko.
Ze
snu wyrwał mnie odgłos dzwoniącego telefonu. Chwyciłam
urządzenie.
-
Halo? - zapytałam zaspana.
-
Cześć, siostra. Co dzisiaj robisz? - zapytał Łukasz.
-
Odpoczywam.
-
Mam lepszą propozycję. Pojedź ze mną do rodziców na wieś.
Dzwonili dzisiaj. Nie mogą się doczekać, kiedy cię znów zobaczą.
Po
chwili zastanowienia odrzekłam:
-
A mogę przywieść kogoś ze sobą?
-
Jasne. Będę u Ciebie o 11:00.
-
Nie. Dojadę sama.
-
Jak chcesz. Do zobaczenia – rzucił brat i się rozłączył.
Spojrzałam
na zegarek – 09:25. Zrezygnowana zwlokłam się z sofy. Weszłam do
kuchni. Na stole była kartka, na której było coś napisane po
angielsku.
Dziękuje
za użyczenie łóżka. :)
Do
zobaczenia na meczu.
Jochen.
Uśmiechnęłam
się i wyjrzałam przez okno. Świeciło słońce. Z lepszym
nastrojem zjadłam śniadanie. Ubrałam ciemne rurki, szarą bluzę,
białe adidasy. Zabrałam torbę i kurtkę i wyszłam przed blok.
Przeszłam kawałek i weszłam na klatkę schodową. Podeszłam pod
mieszkanie numer 6 i zapukałam. Drzwi otworzył mi Paul ubrany w
same bokserki.
-
Cześć. - powiedziałam czując, że się czerwienie.
-
Nie spodziewałem się Ciebie. Wchodź. - zaprosił mnie do środka.
Zamknęłam
drzwi za sobą. Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Po chwili
dołączył do mnie Lotman, już ubrany.
-
Co cię do mnie sprowadza? - zapytał się uśmiechając się
leniwie.
-
Pamiętasz naszą grę w fifę? Wygrałeś wtedy. Zaproponowałam, że
w nagrodę zabiorę cię na wieś, do moich rodziców.
-
Tak, pamiętam. Do czego zmierzasz? - zapytał ponownie siatkarz
coraz bardziej się ożywiając.
-
Wybieram się dzisiaj tam. Chciałbyś ze mną pojechać?
-
Już się zbieram. - powiedział przyjmujący biegnąc do sypialni.
Na
miejsce dotarliśmy przed 12:00.
-
Wow. - wymknęło się Lotmanowi.
Paul
zaparkował auto pod drzewem. Na podwórku po lewej stronie stał
duży, dwupietrowy dom z werandą. Po prawej stronie była stajnia i
wybieg dla koni. Całość otaczał las.
-
Dlatego właśnie podoba mi się w Polsce. - rzekł po chwili. - W
Ameryce nigdy nie widziałem takiego miejsca.
Zaśmiałam
się. Chwyciłam Paula pod rękę i wprowadziłam do domu.
-
Ola ? To ty? - usłyszałam głos mamy.
Kobieta
wyszła z kuchni. Uśmiechając się szeroko wpadła mi w objęcia.
-
Może przedstawisz mi tego mężczyznę. - powiedziała mama.
-
Tak, przepraszam. Mamo poznaj Paula. - Paul to moja mama Lidia.
Siatkarz
grzecznie się przywitał.
-
Siadajcie na werandzie. Zaraz przyniosę herbatę i ciasto. -
powiedziała Lidia wypychając nas na zewnątrz.
-
Gdzie tata? - zawołałam za nią.
-
Pojechał na konie z Łukaszem i Karoliną.
Usiedliśmy
we trójkę przy dużym stole. Mama wypytywała Lotmana o wszystko,
począwszy od rodziny, skończywszy na pracy i pobycie w Polsce.
-
Mamo – jęknęłam gdy kobieta zaczęła wypytywać siatkarza o
narzeczoną.
-
Chodź Paul – powiedziałam biorąc przyjmującego za rękę. -
Pokaże ci konie.
Gdy
oddaliliśmy się od Lidii powiedziałam:
-
Przepraszam za nią. Chce wiedzieć wszystko o moim życiu. Tyczy się
to także moich znajomych.
-
Nie masz za co przepraszać. - odparł siatkarz uśmiechając się.
Dotarliśmy
do stajni. Od razu podeszłam do boksu znajdującego się na samym
końcu. Stała tam przepiękna kasztanowa klacz Dalia. Wzięłam z
pojemnika kostki cukru i ją nakarmiłam.
-
Piękny koń. Twój? - zapytał siatkarz głaszcząc zwierzę po
grzywie.
-
Tak. To klacz. - odpowiedziałam. - Mam pomysł. Jedźmy się
przejechać. Gdzieś w teren.
-
Oszalałaś. Ja na koniu siedziałem 20 lat temu – krzyknął Paul
zmierzając w kierunku drzwi od stajni.
-
Pokażę ci co i jak. - powiedziałam łapiąc go za ręce. - Nie daj
się prosić.
-
No dobrze. - odparł. - Ale proszę o spokojnego konia.
Ucieszyłam
się jak małe dziecko. Pisnęłam głośno i rzuciłam się
siatkarzowi na szyję.
Po
chwili usłyszałam znajomy głos:
-
Ola ?
Czemu ty tak zajebiście piszesz? Jak czytam uśmiech mi nie schodzi z twarzy. Pierwszy blog z udziałem Amerykanina ;> Czekam na następny epizod, a póki co zapraszam do mnie oladreams.blogspot.com ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłej lektury ;* ;D
Cieszę się, że Ci się podoba blog. Oczywiście zajrzę do Ciebie. Pozdrawiam :)
Usuń