wtorek, 14 maja 2013

VIII


VIII
Już miałem ją pocałować. Wiele razy wyobrażałem sobie tą chwilę. Czułem jej oddech na moich ustach. Nagle ktoś wyrwał Olę z moich objęć. Był to Wojtek. Uściskał dziewczynę i podziękował za imprezę. Zaraz za nim wyszli Łukasz, Maciek, Lukas, Rafał, Łukasz, Alek i dziewczyny. Pożegnałem się nimi i rozejrzałem po pokoju. Grzesiek rozmawiał z Klaudią, Adą i Piotrkiem. Zacząłem wypatrywać Olę. Siedziała obok Zbyszka. Pili piwo i śmiali się z kawałów opowiadanych przez Krzyśka. Po chwili przyłączyłem się do nich. W końcu Ignaczak przestał stroić żarty. Popatrzył na zegarek i krzyknął:
- O Boże, jest 02:30.
Zaczęliśmy powoli sprzątać bałagan. Po chwili Klaudia zapytała:
- Ee, a Jochen ma zamiar zostać u Ciebie na noc Ola?
Weszliśmy wszyscy do sypialni. Na łóżku leżał rozwalony atakujący.
- Cóż, przecież go nie wyrzucę. Prześpię się dzisiaj na kanapie. - odparła dziewczyna wzruszając ramionami.
Do mieszkania dotarłem po trzeciej. Zrezygnowany od razu rzuciłem się na łóżko. 


Ze snu wyrwał mnie odgłos dzwoniącego telefonu. Chwyciłam urządzenie.
- Halo? - zapytałam zaspana.
- Cześć, siostra. Co dzisiaj robisz? - zapytał Łukasz.
- Odpoczywam.
- Mam lepszą propozycję. Pojedź ze mną do rodziców na wieś. Dzwonili dzisiaj. Nie mogą się doczekać, kiedy cię znów zobaczą.
Po chwili zastanowienia odrzekłam:
- A mogę przywieść kogoś ze sobą?
- Jasne. Będę u Ciebie o 11:00.
- Nie. Dojadę sama.
- Jak chcesz. Do zobaczenia – rzucił brat i się rozłączył.
Spojrzałam na zegarek – 09:25. Zrezygnowana zwlokłam się z sofy. Weszłam do kuchni. Na stole była kartka, na której było coś napisane po angielsku.
Dziękuje za użyczenie łóżka. :)
Do zobaczenia na meczu.
Jochen.
Uśmiechnęłam się i wyjrzałam przez okno. Świeciło słońce. Z lepszym nastrojem zjadłam śniadanie. Ubrałam ciemne rurki, szarą bluzę, białe adidasy. Zabrałam torbę i kurtkę i wyszłam przed blok. Przeszłam kawałek i weszłam na klatkę schodową. Podeszłam pod mieszkanie numer 6 i zapukałam. Drzwi otworzył mi Paul ubrany w same bokserki.
- Cześć. - powiedziałam czując, że się czerwienie.
- Nie spodziewałem się Ciebie. Wchodź. - zaprosił mnie do środka.
Zamknęłam drzwi za sobą. Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Po chwili dołączył do mnie Lotman, już ubrany.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytał się uśmiechając się leniwie.
- Pamiętasz naszą grę w fifę? Wygrałeś wtedy. Zaproponowałam, że w nagrodę zabiorę cię na wieś, do moich rodziców.
- Tak, pamiętam. Do czego zmierzasz? - zapytał ponownie siatkarz coraz bardziej się ożywiając.
- Wybieram się dzisiaj tam. Chciałbyś ze mną pojechać?
- Już się zbieram. - powiedział przyjmujący biegnąc do sypialni.
Na miejsce dotarliśmy przed 12:00.
- Wow. - wymknęło się Lotmanowi.
Paul zaparkował auto pod drzewem. Na podwórku po lewej stronie stał duży, dwupietrowy dom z werandą. Po prawej stronie była stajnia i wybieg dla koni. Całość otaczał las.
- Dlatego właśnie podoba mi się w Polsce. - rzekł po chwili. - W Ameryce nigdy nie widziałem takiego miejsca.
Zaśmiałam się. Chwyciłam Paula pod rękę i wprowadziłam do domu.
- Ola ? To ty? - usłyszałam głos mamy.
Kobieta wyszła z kuchni. Uśmiechając się szeroko wpadła mi w objęcia.
- Może przedstawisz mi tego mężczyznę. - powiedziała mama.
- Tak, przepraszam. Mamo poznaj Paula. - Paul to moja mama Lidia.
Siatkarz grzecznie się przywitał.
- Siadajcie na werandzie. Zaraz przyniosę herbatę i ciasto. - powiedziała Lidia wypychając nas na zewnątrz.
- Gdzie tata? - zawołałam za nią.
- Pojechał na konie z Łukaszem i Karoliną.
Usiedliśmy we trójkę przy dużym stole. Mama wypytywała Lotmana o wszystko, począwszy od rodziny, skończywszy na pracy i pobycie w Polsce.
- Mamo – jęknęłam gdy kobieta zaczęła wypytywać siatkarza o narzeczoną.
- Chodź Paul – powiedziałam biorąc przyjmującego za rękę. - Pokaże ci konie.
Gdy oddaliliśmy się od Lidii powiedziałam:
- Przepraszam za nią. Chce wiedzieć wszystko o moim życiu. Tyczy się to także moich znajomych.
- Nie masz za co przepraszać. - odparł siatkarz uśmiechając się.
Dotarliśmy do stajni. Od razu podeszłam do boksu znajdującego się na samym końcu. Stała tam przepiękna kasztanowa klacz Dalia. Wzięłam z pojemnika kostki cukru i ją nakarmiłam.
- Piękny koń. Twój? - zapytał siatkarz głaszcząc zwierzę po grzywie.
- Tak. To klacz. - odpowiedziałam. - Mam pomysł. Jedźmy się przejechać. Gdzieś w teren.
- Oszalałaś. Ja na koniu siedziałem 20 lat temu – krzyknął Paul zmierzając w kierunku drzwi od stajni.
- Pokażę ci co i jak. - powiedziałam łapiąc go za ręce. - Nie daj się prosić.
- No dobrze. - odparł. - Ale proszę o spokojnego konia.
Ucieszyłam się jak małe dziecko. Pisnęłam głośno i rzuciłam się siatkarzowi na szyję.
Po chwili usłyszałam znajomy głos:
- Ola ? 

2 komentarze:

  1. Czemu ty tak zajebiście piszesz? Jak czytam uśmiech mi nie schodzi z twarzy. Pierwszy blog z udziałem Amerykanina ;> Czekam na następny epizod, a póki co zapraszam do mnie oladreams.blogspot.com ;D
    Pozdrawiam i życzę miłej lektury ;* ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba blog. Oczywiście zajrzę do Ciebie. Pozdrawiam :)

      Usuń